Tu  nareszcie ani słowa o koronawirusie !
Kolejny fragment mojej opowieści musicalowej "Solidarność złodziei ". Czeka na wydawcę ! Rzecz o tzw.prawdziwych samcach uwikłanych za kratami w , hm,niemęskie związki miłosne... 

16

    A co, już w kryminale, z samym pozaziemsko wydłużonym penisem Żelaznego Ptaka?
    Tryskając kosmosowym HIV-em?, ów penis niczym czołg z Czerwoną Gwiazdą wbił swój przebojowy łeb w kwiatowy klomb na spacerniaku. I zaraz w kałuży wiruso-plemników odbijają się szkliście-świetliście  fantomy dwojga podrózników  w więziennych drelichach.
   Nasi kochankowie dookoła klombu tańczą. Czajnik teraz z Różą; ileż słuszniej moralnie i wizualnie niż uprzednio z cwelem Lalką! Zaś reszta pasażerów tej sex „rury wydechowej”? Spieszą jako skazani, pod swe cele; jako spec-służbowcy, na wartownię; jako gołębie, na rynny itd., itp. Bo, hen, na granicy,podkłada się  ruskiemu czołgowi  ten nasz z Orłem Białym...
   Całkiem rozbudził się świt. Także wiruso-plemniki pączkują z kałuży, na szczęście łanem tuli-pań i tuli-panów. Czajnik z Różą wciąż fantomowo hasając, pluskają się przy, wbitym w klomb po jądra, penisie Żelaznego Ptaka. Tak trudno się kochankom rozstać.
   „Pa, najmilszy, do jutra?”
   „Pa, najmilsza?”
   „Albo jeszcze nie...”
   Lecz oto stare zdziry ze stołówki i młodzi zbóje z za krat trzypiętrowego „A”; przed chwilą bluzgający sobie, czule sykają na spacerniak do tych dwojga: 
   „Uwagaaa!”
   Z lotu któregoś szpiega satelity widać, jak przez kolejne bramy i dziedzińce tu idzie…  Ów trefny seksualnie czterystulatek czyżby z happy end’em do swej werońskiej story? Napisanego odwrotnie bo dla swego chłopca, grającego »Julię«. Lub kroczą hollywoodcy fabrykanci snów z karcącącym  kontr-produktem ?
    To dzwoni kluczami, strażnik. Musi zabrać dziwki po ich społecznej robocie.
   Więc i szklisto-świetliści kochankowie wytarli podeszwy z już rzednącego nasienia. Aby po łukach życzliwej tęczy wrócić (Żelazny Ptak na dach) za przynależne im kraty. W rąbaną narodowo-obyczajnym toporem  męską i damską rzeczywistość.
   Dwie słodko »wrogie« hordy naprzeciw siebie zastygły w oczekiwaniu. Strażnik  zgrzytliwie otwiera drzwi klawiszowskiej stołówki...
   „Pa, transsyberyjski wale w serce dymany.” – warczy półszeptem urealniona Róża jeszcze depcząc parapet stołówki.
   Na co realny Czajnik już w swej celi odwarkuje z za krat w dzielące kochanków 30-ci metrów (o, LOSIE już zespawaj to prącie z tą pochwą!):
   „Pa, uralska ruro zruchana przez odmarzłego mamuta.”
 Zniszczone twarze obojga wypiękniają (muzyczny Hollywood znów w apogeum) przedjurajskie uśmiechy.

   A co, tak w ogóle, Lalka? Cicho łka w swej celi pod łóżkiem. Jakiś gołąb na rynnie choć  dziobnął porzuconą gołąbkę nim czknąwszy guanem, wlazł na świeżą ukochaną.
   Bo Czajnik... Zarażony słusznym uczuciem bo już tylko do Róży nadal czepia się krat. Hen, migocą  kosmosową elektroniką?, zachodnio wyrozumiali szpiedzy.
   Kapral Gówno zapalił światło i przez żelazne drzwi daremnie spędza zakochanego więźnia od okienka. Woła regulaminowo spec-służbowców z pałami.
   Lecz ci zamiast Czajnika lać, gdzieś niosą go na plastikowych tarczach. Jak legioniści Cezara rannego od topora Amora.
   Na karnym oddziale w tzw. tygrysówie (klatka pośrodku spec-celi) wrzucony tu Czajnik chodzi trzy kroki tam i z powrotem; non-stop. Aż w końcu… Jawi mu się na ścianie monument J.P. II. użuty przez miliard katolików (trochę ma rysy naczMuła). Papież się dobrotliwie uśmiecha. Czajnik mozolnie szuka słów godnych Jego Świątobliwości:

   Najwyższy władco!… Chyba i nasz, no nie?…
   Zbrodniarzy różnych, morderców, złodziei.
   Daj mi, biednemu żuczkowi, raz jeszcze,
   Niech zaznam cipy, niech na chuj nadzieję.
    Tak mi się jej chce!
   (Papież dobrotliwie milczy)

   Ty mi nie wierzysz?… To wydziergam sobie.
   Kwiat róży!… Ale… w jakiej okolicy?
   Chciałbym na sercu, lecz tam gwóźdź se wbiłem.
   No, zabujałem się w Lalce, tej cwelicy…
   Sorry, zbłądziłem.
   (Papież j.w.)

   Tutaj mam orła…  A tu…
   (wskazuje M. B. Częstochowską co smuci Papieża)
   Dobra, milczę…
   (zawstydzony wskazuje rozporek)
   „Only for Lalka” tu se wydziergałem…
   Całkiem prawilnie; co nakazuje,
   Kodeks Drugiego Życia go ruchałem,
   Jak cię szanuję…
   (obnaża podbrzusze z tatuażem nut)

   A to dla dziwek, by na flecie grały…
   Róża jest Człowiek, za lizanie knota,
   Spadłaby zaraz, sorry, w dół, na chuja…
   Lalka legalnie, jeśli mam ochotę,
   W mordę przyjmuje?…
   (znów szuka słów godnych Papieża)

   Władco tych zbrojonych murów, krat, tej celi,
   Nami tu rządzi recydywa zgniła,
   Mówi, że każda baba zwykłą szmatą,
   Bo z chujem w mordzie albo w łapie była.
   A ty co na to?

   Rozumiem… Tutaj…
   (pokazuje na szyi ,,tylko dla kata”)
   …Ale było zbędne.
   Sąd mi Najwyższy dał srebrne wesele…
   Wiem! Róża na łbie niech kwitnie czerwona!
   Łodygę, liście zaś sobie wydzielę
   Wzdłuż… wiesz… ogona.
   (Czajnik zasępia się)

   To trochę nie fair podług recydywy,
   Bowiem ogonem w kiciu się przecwela,
   Tych, co, przepraszam, na chuj właśnie spadli.
   A podług Ciebie! Czy to ty popierasz?
   Milczysz… Zajadle…
   (Czajnik szuka właściwych słów)

   Władco chyba i organów ścigania…
   Przebacz żuczkowi, że cię okłamałem,
   (pada na kolana)
   Spraw, bym mógł jeszcze kiedyś bzykać Różę
   I nie przecwelaj… Lalkę całowałem…
   Nie mogłem dłużej!
   (Papież j.w)

   Patrzysz z pogardą tak jak recydywa!
   Podług was nie fair nawet na wolności
   I z własną żoną. Człowiek żyje w strachu,
   Nie ma lizania i extra czułości,
   Bo spadniesz na chuj!…

   To narodowi też szlaban na pizdę…
   Sorry, przepraszam… Ale tutaj w celi
   Kogo całować? Kogo tulić mamy?
   No, chyba tylko pierdolonych cweli,
   Lub siebie samych.
   (Papież milczy)

   A podług ciebie to jak z biciem konia?
   Bo recydywa pozwala stosować…
   Milczysz! Więc co mam, kurwa, robić zatem?
   Całować stołek? Kibel obejmować?
   Przytulić kratę?!
   (mityguje się)

   Ogon se utnę. Kalendarz wyrzucę,
   Lecz co z tym ssaniem w duszy przeraźliwym?…
   Nie odpowiadasz! Znowu patrzysz z góry!
   To już trybunał bardziej litościwy…
   Przebacz. O sorry!…
  łkając, czołga się przed już »czerstwym« Jego Świątobliwością
  podgryzanym przez myszy, szczury i kangury.

   Za regulaminowe pół godziny Kapral Gówno znów pali światło w tygrysówie. Mruczy ciepło przez wizjer: „Śpij, morderco, śpij.” A Czajnikowi się zdaje, że to wreszcie litościwszy Pan Bóg...

   Rankiem Gówno (LOS!) bierze natchnionego już »prawilną« miłością Czajnika, do jego dawnej celi. Byle najdalej Lalki?!
   Tu, w transie składania ofiary LOSOWI?, git-Drugiemu Życiu?  J.P.II? Czajnik odrywa i pali gumowy obcas. Nad knotem z więziennej koszuli nasyconym margaryną. Zbiera z podstawionego talerza sadzę, szykuje czerwony i niebieski długopis, kalkę, szmatkę oraz tzw. kolkę. Wreszcie kładzie na stołek swój 25-cio centymetrowy »cielec« ofiarny. Po czym ściska go przy jądrach sznurówką (spuchnięty mniej boli w trakcie nakłuwania). Współlokatorzy celi trwają w modlitewnej powadze.
    „Ale ci urósł.” – mruczy Allach ze skrywaną zazdrością.
    „Żeby ci nie odpadł.” – szepce Kajtek ze skrywaną nadzieją:
  Rysunek kwiatu róży obaj asystenci odbijają z papieru na mokrą szmatkę. Stąd Czajnik odciska ów wzór na swym już twardo sterczącym »cielcu«. Tatuuje się z hartem Indianina przy palu męczeńskim.
    „Masz tej juchy.” – mruczy Allach. Na co Czajnik przez ściśnięte zęby:
   „Oddawałem na wolności komunie, jak zbrakło na gorzałę... – Kajtek cuci, chyba tym razem szczerze oniemiałego Solidarnościowca.
    Za pół litra krwi było cztery litry czystej.” – wzdycha boleśnie Czajnik.
     „Nie lepiej coś ukraść.” – wtrąca już przytomnie Solidarnościowiec.
   „Ambasada USA za ćwiartkę juchy płaci dolara plus japoński długopis – rozstrzyga to Kajtek –  Zawsze tam jest kolejka złodziei i studentów.”
  „Tu beczka mojej wachy poszła w kibel darmo.” – stwierdza znaczony bliznami Allach. Solidarnościowiec uprzejmie tężeje:
   „A Polska w światowej księdze rekordów?” – rzuca bez echa.
   Bowiem totalnie liryczny Czajnik pisze krwią z ukwieconego tatuażem członka, gryps miłosny do Róży.

   Lalka na Izbie Chorych kuli się pod swoim łóżkiem w kłębek transcendentnego nieszczęścia.

Autor:
Jerzy Nasierowski
aktor teatralny, filmowy i radiowy, pisarz
https://www.youtube.com/channel/UCFqdSGFzvVEb4msUP0TnyG

#voxpopulipl #MyObywatele #SpołeczeństwoObywatelskie #NGO #WolneMedia #wieszwięcej #wieszwiecej #portalobywatelski #czasnazmiany