About Me

header ads

Myśli w czasie zarazy


Jakiego rodzaju możemy mieć myśli w trakcie panującej zarazy koronowirusa? Co może nam przychodzić do głowy na przednówku, po bezśnieżnej zimie, po widocznych zaburzeniach klimatu, 3 huraganach w UK, po odkryciu plastikowego pejzażu zanieczyszczeń? Co możemy sobie myśleć widząc cala amatorszczyznę rządów obecnej władzy i zgwałconej po raz pierwszy naszej, polskiej, młodej demokracji? Jak sie zachować i czy w ogóle komentować podpisywanie ustaw na peronie przez PADa i zabranie 2 mld złotych chorym na raka? Co możemy powiedzieć, słysząc szczekanie przywódcy USA zza oceanu, a co, widząc podniesiona głowę groźnego, chińskiego smoka, i jak przespać spokojnie noc wiedząc, ze zmieniona konstytucja w Rosji pozwoli na kolejne kadencje Putina? Jak nie doznać torsji lub co najmniej dostać zgagi na myśl o katastrofie Brexitowej? I jak zachować nadzieje, ze Trojka bez Wojtka Manna, utrzyma obroty muzycznej teraźniejszości?

W takich momentach zawodzi język mówiony i język myśli, nasza strategia na zżycie staje się polem nieustannych modyfikacji znaczeń, kontekstów i ulepszania złudnych planów. Po czym przychodzi nagla konstatacja, czy wystarczy na to wszystko czasu, czy uda się pomieści całego siebie w tym przedziale czasoprzestrzeni, który mi pozostał do wykorzystania? Jak się upchać ze wszystkimi moimi chęciami, jak potem uszczelnić każdą dziurę nadzieja i radością życia? Jeszcze tak niedawno przed 2015, życie jakoś się inaczej toczyło, był jakiś inny, wydajny napęd na wszystkie kola, jakby niewyczerpane baterie zainstalowane pod podłoga. Nie myślało sie o większych zagrożeniach, sytuacjach bez wizji łagodnego lądowania, wszystko miało spokojne wyjaśnienie i niewyczekiwany finał. Obecnie strach włączyć Internet. A od wczoraj smutek włączyć również Trojkę. Minęła epoka spokoju, stabilnego, niespiesznego przyrostu szczęścia i bezpieczeństwa.

Mając tyle lat co mam, zakładam optymistycznie, ze mój wózek pociągnę lub popcham do powiedzmy 85 roku życia. Oczywiście wszystko może się skończyć „any time”, może dorwać mnie wirus i zainstalować w szczycie moich płuc mechanizm spowolnionej wymiany gazowej, może mnie zmiażdżyć w moim bezpiecznym, dużym, czarnym, nowoczesnym aucie TiR, w którym kierowca zagapił się na iPhone, mogę dostać zatoru, zawału, kokluszu, potów lub spazmów i pożegnać nieświadomie ziemski padole. Mogą złapać mnie bliskoziemscy i rozśmieszyć na śmierć swoimi teoriami lub spalić na stosie wierzący za moje humanistyczno-ateistyczne bluźnierstwa. Jeśli nie zdarza się wspomniane scenariusze, to łatwo zdać sobie sprawę, ze jestem ograniczony czasem. Pozostaje potencjalnie 29 lat do wykorzystania, w których mieści się około dziesięć i pół tysiąca dni, w których wybija swoje przemijanie ćwierć miliona godzin. Az tyle i tylko tyle i nie jestem w stanie zajrzeć za zasłonę.

Może teraz spotkam czyjeś komentarze, pytania dlaczego myślę o takich skrajnych zdarzeniach, z jakiego powodu rozważam czas ostateczny? Moja odpowiedz jest prosta, bo mogę, bo mam taki do tego dystans, ze ten horyzont nie jest paraliżujący, ze jest we mnie tak dużo przestrzeni, ze pomieszczę takie trudne konsekwencje życia. Bo przecież zbudowałem dom, powołałem z żoną do życia dwoje nowych ludzi, zasadziłem niejedno drzewo, przejeździłem z zona od 1992 roku 17 aut, wysłuchałem setek tysięcy ulubionych utworów muzycznych, obejrzałem wspaniale filmy, czytałem zapierające dech książki, przejrzałem kilka „świerszczyków”, bylem na 4 kontynentach, widziałem biedę Azji, sterylność Europy, przepych Ameryki, tradycje Afryki.

Wiele czasu nie pozostaje, liczę na modyfikacje genetyczną telomerów i opcje premium do swojego życia, może dodatkowe 10, 15 lat, liczę na medycynę i farmakologie, na kinematografie i potencjalnych Noblistów, na świat sztuki i literaturę, a przede wszystkim liczę na moje poczucie humoru, które raczej rzadko mnie opuszcza. Czas musze podzielić na lekturę nowożytnej historii Wysp Brytyjskich, na nowe książki humanistów, może na lot na orbitę aby zobaczyć na własne oczy krzywiznę ziemi, z wykupionym pakietem 15 minutowej nieważkości. Czekam na okulary z nawigacja i tłumaczem, chip telefoniczny w dłoni, autonomiczne auta, wirtualny seks, autorska audycje radiowa Kryski Pawlowicz o historii muzyki rockowej, czekam na detencje znanych VIPow dobrej zmiany i skuteczna walkę z niska emisja w Polsce. Liczę na tłumaczenie większej ilości książek polskich autorów na języki europejskie, na polski potencjał i bujna wyobraźnie, liczę na powrót do władzy ludzi rozsądnych, odważnych i godnych zaufania, którzy zapełnią mi ciepłą wodę w emerytalnym kranie.

Chciałbym również, ale są to moje pobożne życzenia, abym mógł być mobilny i ruchowo sprawny. Chciałbym na te ostatnie 3 dekady zostać ministrem w Ministerstwie Głupich Kroków, żeby podtrzymać tradycje pewnego dystansu do rzeczywistości. Abym miał zawsze szanse przejść na druga stronę ulicy w swoim stylu, nie zastanawiając się nad kolorem skarpetek, nad konsekwencjami rozwiązanych sznurowadeł, nad wyrafinowaniem kroku, nad wielkością rozkroku ani przymiotami przyrodzenia. Abym mógł zawsze mieć klasę, czarny garnitur, krawat śledź, parasol i melonik, jak brytyjski klasyczny montypythonowiec do ostatniego oddechu.


Autor:
Tomasz Zarychta




#voxpopulipl #MyObywatele #SpołeczeństwoObywatelskie #NGO #WolneMedia #wiesz-więcej #wieszwiecej #portalobywatelski #czasnazmiany



Prześlij komentarz

0 Komentarze