Mam dziesięcioletniego syna, więc z uwagi na stan epidemii mierzymy się od pewnego czasu z tym, co trochę na wyrost nazywa się „nauką on-line” lub „nauczaniem zdalnym”. Faktycznie wygląda to tak, że syn codziennie loguje się w dzienniku elektronicznym i odbiera korespondencję od poszczególnych nauczycieli. Historia, język polski, matematyka, język angielski.

Syn radzi sobie przyzwoicie. Naturalnie wrzucenie dziesięciolatka w świat mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza” podawanego w podręczniku w przypadkowych fragmentach bez koniecznych wyjaśnień, stworzenia jakiegokolwiek kontekstu (Tato, a dlaczego to się dzieje na Litwie?) to nieporozumienie, ale powiedzmy, że dzieci mają rodziców i mogą polegać na ich wiedzy (mam co do tego pewne wątpliwości, ale niech będzie, że bardziej tak jest, niż nie jest).

Podstawa programowa i jej realizacja wydaje się być czynnikiem, który dominuje w nowej sytuacji, która nie znajduje precedensu w powojennej Polsce.
Wyobrażam sobie w jak trudnym położeniu znajdują się nauczyciele i wyobrażam sobie, po wypowiedziach rządowych speców od edukacji, że wsparcie ze strony stosownego ministerstwa jest żadne, oprócz złośliwych uwag o „pokazaniu, że nie tylko strajkować się potrafi”, ale zastanawiam się dlaczego, w gruncie rzeczy, dzieci zostały pozostawione z problemem pandemii, zamknięciem szkół, z tym, w gruncie rzeczy wyrwaniem ich z codziennej rutyny, która dawała im poczucie bezpieczeństwa – same sobie.

Naturalnie, że większość z nich ma rodziców, którzy mogą przejąć ciężar wyjaśnienia dzieciom tej sytuacji. Jednak oczekiwałbym od szkoły, od nauczycieli, wychowawców wzięcia na siebie przynajmniej części odpowiedzialności za stan psychiczny uczniów i uczennic.

Mój syn kilka razy dzienni pyta, kiedy wróci do szkoły. Ten sam chłopak, który przez ostatnie lata narzekał na tę szkołę i cieszył się z każdego przeziębienia, która pozwalało zostać mu w domu, teraz chce wrócić. Chce wrócić ponieważ nie wszystko rozumie. Być może potrzebuje kilku słów wyjaśnienia ze strony tych, którzy jak dotąd spotykali się z nim codziennie w murach szkoły. Może chce poczuć, że sytuacja nie do końca jest poza kontrolą (chociaż z pewnością w dużym stopniu tak właśnie jest).
Mój syn powtarza też kilka razy dziennie, że nie wszyscy jego koledzy mają dostęp do Internetu, albo mają komórki, albo potrafią posługiwać się laptopem, ponieważ rodzice (swoją drogą odpowiedzialnie) jak dotąd chronili dzieci przed ich obecnością w sieci, albo z różnych innych powodów ten dostęp jest utrudniony. Jak w takim wypadku sprawdzi się nauczanie on-line?

Spodziewam się, że powrót do szkoły w tym semestrze jest mało prawdopodobny. Chociaż rząd deklaruje, że matury odbędą się normalnie, podobnie będzie z egzaminami ósmoklasistów i tak dalej – mocno wątpię, żeby tak stało się w rzeczywistości.
Czy naprawdę szkoła jako instytucja uważa, że jest możliwe przekazanie uczniom wiedzy, którą w normalnych warunkach zdobywaliby w murach szkoły w ten „nowy”, „zdalny” sposób?
Jeśli nie, a twierdzę, że zdecydowanie nie, może warto skupić się na czymś innym. Na przykład na wyjaśnieniu całej sytuacji. Na jasnym przekazie mówiącym o tym, z czym mamy do czynienia, co się wydarzyło, co się dzieje i do czego to prowadzi. Może warto dać dzieciom (uczniom, uczennicom) poczucie bezpieczeństwa, które stracili, tak jak stracił je mój dziesięcioletni syn, który codziennie pyta, kiedy wróci do szkoły, ponieważ wie, że tydzień nie może być wieczną sobotą, ponieważ nawet jeśli do niedawna ta sytuacja wydawała mu się interesująca, teraz – wiem to ponieważ jestem ojcem i znam własne dziecko – jest pełen obaw i niepewności. Nie wie gdzie jest. Nie wie do czego to zmierza, a może powinien przeczytać o tym w dzienniku elektronicznym. Może ktoś mógłby sprawić, że ten czas spędzony w domach, ci którzy w nich tkwią zamiast chodzić do szkoły, mogliby wykorzystać inaczej niźli wyłącznie na realizacje podstawy programowej, której realizacja i tak nie jest możliwa, ponieważ ani szkoła, ani uczniowie, ani nauczyciele nie są kompletnie przygotowani to pracy w tym trybie.

Może po prostu, to nie podstawa programowa, powinna być teraz priorytetem w pracy pedagogów (nauczycieli) z uczniami. Te dzieci, mogą w najbliższym czasie stracić kogoś ze swoich najbliższych, z czym będą musiały się zmierzyć. Więc, nie wiem, co powinno być tym priorytetem, ale to nie ja siedzę w stosownym ministerstwie na skórzanym fotelu, w klimatyzowanym gabinecie i nie ja biorę za to konkretne pieniądze, więc nie ja (na szczęście) muszę łamać sobie nad tym głowę. Problem polegała na tym, tak mi się wydaje, że to mnie (niestety) nie daje spokoju, zamiast zaprzątać myśli tych, którzy na tych skórzanych fotelach siedzą widząc sens w „zdalnym przerabianiu” przez dziesięciolatków dziewiętnastowiecznych poetów oraz w częstowaniu ich w tę pandemię dzięcieliną i świerzopem, zamiast zadbać o to, co wymaga komentarza – mianowicie – spróbować wyjaśnić tym, którzy tego potrzebują, dzieciom, że to, że nie jest normalnie, nie oznacza jeszcze, że świat, który dotąd poznali, przestał istnieć.

Bo nie przestał, prawda?



Autor:
Marcin Zegadło
poeta, publicysta

#voxpopulipl #MyObywatele #SpołeczeństwoObywatelskie #NGO #WolneMedia #wiesz-więcej #wieszwiecej #portalobywatelski #czasnazmiany #Koronawirus #rząd #informacje #covid19 #WyłączTvWłączMyślenie