Każdy żyje w świecie swoich opowieści, niektórzy są bardzo płodni i swoje słowa utrwalają w różnoraki sposób, a to napiszą książkę, a to stworzą utwór muzyczny lub nowa naukowa teorie, niektórzy rzeźbią, malują, trudnią się aktorstwem. Jeszcze inni spalają się w filozofii, świeci z urodzenia i ci w objęciach urojeń żyją religiami, kolejni opowiadają o minionych zdarzeniach i historycznych eposach. Są tez ludzie nie obdarzeni takimi darami i swoje życia wiodą prosto i zwyczajnie bez fanfar, laurów i fajerwerków, ubrani w szare futra, w zwykłych wełnianych czapkach codzienności, a golenie miejsc intymnych jest dla nich grzechem śmiertelnym. Są tez ludzie, którzy prostotę życia zamieniają w życie prostackie, a swoje talenty wykorzystują krzywdząc innych. Jedni piszą encyklopedie, inni romanse, inni kryminały i tautologiczne encykliki, książki o obniżonej moralności. Innym w życiu najbardziej podoba się przyszłość i snują swoje opowieści zgodnie z wewnętrznym imaginarium, inni życie zamieniają w targ próżności i porno, wielu topi życie w używkach, rozrywkach, a niektórzy tylko słuchają Leszka Możdżera. Są tez ludzie, którzy opowiadają o sobie muzycznie, stając się cekinowymi gwiazdami, kolorowymi motylami jednego sezonu lub utrwalają swój wizerunek w czerni i ciemności na kliszy ludzkich strachów, chcą wykpić i oswoić śmierć, pokazując nam ciemna stronę krwawego księżyca. Ci staja się Księciami Ciemności, a ich muzyka i wizerunek wypełnia nie tylko przestrzeń ale i ludzkie dusze.

Od wielu lat jeżdżę służbowo to Birmingham, a dokładnie do dzielnicy Aston, biednej, zapuszczonej, industrialnej części miasta. Są miejsca w Wielkiej Brytanii, które zapierają dech, Aston takim miejscem nie jest. Pierwszy raz dotarłem tutaj w 2015, nota bene na ulice Electric Avenu i od razu przypomniała mi się postać Eddiego Granta i utwór w stylu reggae o tym samym tytule z 1982 roku, który był muzycznym przebojem i platynowym singlem. Aston objawiło mi „tajemnice”, tajemnice z muzycznej przeszłości. Dokładnie 3 kilometry od firmy, do której przyjeżdżam, niedaleko stadionu i klubu Aston Villa, jest specyficzne miejsce, dom rodzinny Ozzy’iego Osbourna, 14 Lodge Road, Aston. Ozzy, a w rzeczywistości John Michael tam się urodził, tam dorastał, tam słuchał muzyki Beatelsow, w której był zakochany, i stamtąd poszedł do wwiezienia Winson Green, za spladrowanie sklepu odzieżowego i kradzież T Shirtow, na długie 6 tygodni, bo ojciec, w ramach „lekcji życia” nie zapłacił za niego kaucji. Ozzy nie nadawał się na włamywacza, musiał kiedyś porzucić lup bo telewizor, który ukradł w sklepie wypadł mu z rak przy wyjściu, okradał tez sklepy z ubraniami, które sprzedawał w pubie, czasami przez pomyłkę przynosił ubranka dziecięce, bo ciemność jeszcze nie była jego żywiołem, a kradł po ciemku. W tej branży nic by z niego nie było. Zycie o tym wiedziało i „jeszcze na niego czekało”.

W roku, w którym ja się urodziłem, Ozzy powiedział sobie: „wiem, ze będę kiedyś gwiazda rocka przez resztę życia”. Miał racje, był i jest ikona, jest mozaika, jest kalejdoskopem tego co dobre i złe w człowieku. Jest trującym płynem, który złe matki podają swoim nowonarodzonym dzieciom, chłopcom dwa razy więcej, Ozzy nie tylko jest pająkiem ale i pajęczyną, jest pomrukiem ciemności i sama ciemnością, jest ciemnością w kacie i samym katem, nawet cienie omijają scenę na której występuje i jego kunszt księcia jest widoczny w świetle rampy. Wizerunkowo jest negatywny, kontrowersyjny, prymitywny, satanistyczny, okultystyczny, turpistyczny i ...jednocześnie jest Księciem Ciemności. Stylistyka Ozziego i zespołu Black Sabbath może odrzucać, może być mroczna i pokręcona narracja diabelskiej rzeczywistości, może być zaprzeczeniem „dobra i pokory”, i jezusowego tęczowego światła. Na pewno nie ma w jego muzyce cukierkowych rytmów Hare Krishny wymieszanych z cynamonem, kardamonem i asafetyda, ani uległości islamskiej o aromacie lona 72 dziewic. Nie ma żadnego miłosierdzia, zaś w mrocznych tekstach ukrywa mizerykordie, średniowieczny sztylet o mocnym sztychu i długiej klindze, do dobijania rannych, a może zwierząt w rzeźni? I oczywiście, muzyka jest specyficzna ale jak każda ma warstwy, warstwy wulgarnie ciemnej lub natchnionej światłem nadziei poetyki. Ozzy, który moralność traktował jak niepotrzebny powróz, staczał się wielokrotnie, był na krawędzi w najlepszych swoich latach kariery muzycznej. Uratowała go od uzależnień i śmierci właśnie ta mroczna muzyka i ...kobieta, Sharon, o tym samym pulsie energetycznym, podobnej wibracji, interesownej miłości do „hard rockowej bestii”. Ozzy był muzyczna bestia, rola wyuczona w miejskiej ubojni zwierząt, w której pracował przed swoja muzyczna kariera.

Oprócz muzyki typowej brzmieniowo i tekstowo, Ozzy ma w swoim wykonaniu wiele utworów fenomenalnych, ballad rockowych, smutnych i melancholijnych, samotnych, trwożnych nut. Oprócz utworów topowych, te utwory są na mojej liście, która jest złota lista opowieści Ozziego Osbourna. Sa to „Sweet leaf”, “Fluff”, “Changes”, “Mama, I coming home”, “Time after time”, “See you on the other side”, “I love you all”, “How”, “Time”, “Life won’t wait”, “All my life”, “Ordinary man”. Ostatni wymieniony utwór to muzyka z ostatniej płyty pod tym samym tytułem. Dla mnie jeden z najlepszych jego utworów, jeśli chodzi o przeslanie czyli trywialność życia i sławy. Ozzy dawno stracił swój akcent Brummie, typowy dla Birmingham, w utworze śpiewa czysto bez maski Księcia Ciemności, śpiewa w duecie z Eltonem Johnem. Utwór dla mnie jest pożegnaniem z Yellow Break Road, nie wiem czy jego życie na krawędzi, uzależnienia, zdiagnozowana choroba Parkinsona oraz ostatnie problemy pulmonologiczne, nie powodują, ze tworzy takie właśnie farewell songs. Chociaz w wywiadzie powiedział o swojej kondycji: „it ain’t done yet”.

Jest jeszcze jeden utwór, który zostawiłem sobie na koniec, to utwór specjalny, to utwór sztandar, to utwór żałoby i nadziei, to muzyka człowieczej wędrówki i niemocy, to utwór właśnie na „koniec”. Chciałbym aby moi najbliżsi mnie kiedyś pożegnali tym utworem, który stanowiłby moje epitafium. Jest to utwór Ozziego “ Dreamer”.  Moja muzyka na mój pogrzeb. Takie jest moje życzenie, żadnych religijnych pioseneczek typu: „Jesus is a friend of mine”. Ma być głośno, „nadzieja” ma być głośna.
                                  
W listopadzie 2018 roku kupiłem bilety na koncern Ozziego w Londynie w hali O2, na termin 11 lutego 2019. Niestety, w kolejce do wejścia dowiedzieliśmy się, ze koncert jest anulowany, Ozzy zachorował. Czekamy niecierpliwie na kolejny termin i na raporty o stanie zdrowia Ozziego. Październik 2020 został wskazany na datę koncertu, w tym samym składzie z zespołem Judas Priest. Ostatnio jednak doszły nas słuchy zza oceanu, ze Ozzy wciąż jest w złym stanie i trasa koncertowa po Ameryce Północnej jest odwołana, jednak nic nie wspomniano o koncercie w UK. Mamy cicha nadzieje, ze Ozzy wydobrzeje i będzie nam dane zobaczyć go na scenie, tego „zwyczajnego człowieka”, który ma tak niezwyczajne opowieści.


Autor:
Tomasz Zarychta




#voxpopulipl #MyObywatele #SpołeczeństwoObywatelskie #NGO #WolneMedia #wiesz-więcej #wieszwiecej #portalobywatelski #czasnazmiany