Zamieszanie wokół 75. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau napełniło mnie ogromnym smutkiem przechodzącym w niesmak.

Szczególnie odrażające są próby pisania na nowo historii bez uwzględniania tragedii ofiar. Przywódcy polityczni — niezależnie od tego, czy i gdzie uczestniczyli, czy będą uczestniczyć w tych obchodach — myślą tylko o jednym: jak zdobyć zaufanie wyborców i jak pognębić faktycznych czy wyimaginowanych przeciwników politycznych. Prym w tej grze wiedzie prezydent Rosji Władimir Putin, jednak nie ustępują mu zarówno prezydent Polski Andrzej Duda, jak i premier Izraela Benjamin Netanyahu.

Nie chcę się na tym rozwodzić. Komentarzy pod dostatkiem dostarczają media. Moim zdaniem najlepiej w tych dniach sięgnąć po literaturę, bo to ona jedynie ratuje pamięć ofiar.

Od kilku miesięcy noszę się z zamiarem napisania słów kilka o książce, która mną głęboko wstrząsnęła. Brakowało mi jednak słów jak to zrobić, choć pod koniec sierpnia prowadziłem spotkanie na temat tej książki z udziałem jej tłumaczy na język polski. Dopiero cynizm polityków, który przed laty doprowadził do wybuchu II wojny światowej, a teraz, po 75 latach od jej zakończenia, dziecinne rozgrywki ich następców przypomniały mi o tej lekturze i chciałbym zwrócić uwagę na tę książkę, która przeszła właściwie niezauważona. Tak jak niezauważane są cierpienia ofiar przy przepychankach wielkich tego świata.

Może na początek słów kilka o książce i jej autorce. Otóż chodzi o Śmiech szczura, powieść składającą się z pięciu części, w której centralną postacią jest kilkuletnia dziewczynka, ukrywająca się w ziemiance w czasach Holokaustu.

Powieść doczekała się adaptacji operowej z muzyką Elli Milch-Sheriff (koprodukcja Teatru Cameri w Tel Awiwie oraz Izraelskiej Orkiestry Kameralnej). Jest planowane również wystawienie jej na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie. Autorką jest niedawno i przedwcześnie zmarła izraelska pisarka Nava Semel (1954-2017), wielokrotnie nagradzana artystka, jedna z pierwszych, która w swojej twórczości badała doświadczenia potomków ofiar Holokaustu − „drugiego pokolenia”. Jej powieści były adaptowane na słuchowiska radiowe i scenariusze seriali telewizyjnych oraz spektakli teatralnych. Nava Semel otrzymała nagrodę premiera Izraela w dziedzinie literatury w 1996 oraz nagrodę pisarek Basenu Morza Śródziemnego we Francji 1994. Została też uhonorowana tytułem Kobiety Roku w dziedzinie literatury miasta Tel Awiw (2007). Semel była członkinią Zarządu Dyrektorów Massuah – Instytutu Studiów nad Holokaustem oraz Fundacji na Rzecz Ofiar Holokaustu. Była również członkinią Rady Zarządzającej instytutu Yad Vashem. Śmiech szczura to jej pierwsza książka tłumaczona na język polski.

Tyle wiadomości, których dostarcza polski wydawca. Gdy czytelnik zostaje sam na sam z książką musi się z nią oswoić i pozwolić jej wybrzmieć. I to każdej z jej pięciu części. Choć dość mocno się między sobą różnią, to po pewnym czasie układają się w nader spójną całość. Jak fotografie z rozsypanego albumy rodzinnego. Jednak nie są one zbierane z pieczołowitą troską. Wręcz przeciwnie, każde zdjęcie, a raczej jego skrawek budzi lęk i przemożny ból.

Właściwie aż trudno uwierzyć, że ta przeszłość w istocie się wydarzyła, tak bardzo wydaje się nieprawdopodobna. Jej jedyny świadek od niej ucieka, przemilcza, stara się chronić tych, których ona intryguje. Jednak jest to opowieść o Holokauście, o tej czarnej dziurze człowieczej doli, która dotknęła ŻYDÓW.

Tak, to jest opowieść o Żydach właśnie i ich niemożności zapomnienia o tym, co się wydarzyło choćby z tego powodu, że ta okrutna przeszłość naznacza ich codzienność nawet dzisiaj. Nawet tych, którzy jej bezpośrednio nie doświadczyli.

Dodam jeszcze, że tekst powieści jest nadzwyczaj złożony pod względem stylistycznym. Jego przekład wymagał niezwykłych wprost umiejętności od tłumaczy: Joanny Stoecker Sobelman i Michała Sobelmana. Wyszli z tej próby zwycięską ręką, przekład z hebrajskiego znakomicie zadomowił się w polszczyźnie. Ich wersja wejdzie zapewne do kanonu literatury holokaustowej i to właśnie z powodu swej odmienności w podejściu do tematu, o którym — jak się nam wydaje — już tak wiele wiemy.

Całość przejrzyście przedstawili właśnie tłumacze Joanna Stoecker-Sobelman i Michał Sobelman w artykule opublikowanym w drugim numerze z 2019 roku czasopisma „Miasteczko Poznań” pod znamiennym tytułem „Bypass pamięci. Myśli wokół książki Śmiech szczura Navy Semel” (s. 15-21). Pozwalam sobie zaczerpnąć z tego artykułu obszerny fragment. Oto, o czym jest Śmiech szczura:

Pierwsza i druga część przeplatają się z sobą a wiersze z trzeciej części wyciągają pojedyncze obrazy z tamtego dołu i boleśnie nimi kłują. Forma dziecięcych wyliczanek, rymowanek i kołysanek tylko pozornie chroni przed ciosem. Czterdzieści cztery wierszyki w dużej mierze noszą niewinne a czasem nawet przyjemnie brzmiące tytuły: „Mama – tata”, „Kołysanka”, „Obietnica”, „W chowanego”, „Zagadka”, „Życzenie”, jednak ich krótkie wersy są okrutniejsze niż wszystkie wcześniejsze słowa starej kobiety, ponieważ w nie ma w nich cenzury. „Życzenie” jest pragnieniem śmierci, „Mama – tata” wyraża szaloną tęsknotę za utraconymi rodzicami a „W chowanego” szuka możliwości ukrycia się przed Stefanem, który w końcu i tak powoli zejdzie do dołu po szczeblach drabiny z wyprężonym ogonem między nogami, nazwie dziewczynkę żydowską dziwką i nakaże milczenie, gdy będzie z niej ściągał żydowskie majtki. 
Dół w wierszach jest grobem, w którego ścianę można bezsilnie walić głową w rytm „Kołysanki” przed conocnym koszmarem ze Stefanem a „Zagadka” tłumaczy, dlaczego z tą dziewczynką można zrobić wszystko: ukryta w dole mogłaby nigdy nie istnieć. W dodatku nie ma imienia, wieś nie ma nazwy a chłopi nazwiska, jak więc nie wierzyć starej kobiecie, że jej historia nie ma szczególnego znaczenia? 
Czwarta część książki mogłaby rzeczywiście być odczytywana jako sen, ponieważ jest symboliczny 31 grudnia 2099 roku. Ostatnich świadków Zagłady dawno już nie ma, nikt się już nią specjalnie nie zajmuje i zmieniła się cała struktura polityczna świata. Lima Energeli wkrada się do sennika Stasia, który staje się areną ścierania dwóch poglądów: Towarzystwa Antropologicznego oraz jej samej. Staś jest prezesem wspomnianej instytucji, która stoi na stanowisku, iż odseparowanie indywidualnych umysłów od ukrytej w archiwach pamięci działa na korzyść społeczeństwa i chroni ludzi od powrotu ideologii przeszłości pełnych przemocy i gniewu, z których szczęśliwie udało się wyzwolić. 
Lima Energeli zachęca go, aby zwrócił uwagę na fenomen dziewczynki i szczura twierdząc, że to właśnie bez wiedzy o przeszłości cała ludzkość może się zagubić w niekończącej się pętli okrucieństw, a każde kolejne pokolenie będzie tonąć na nowo w dole przemocy. Rozdział ten jest swoistą wizją świata „po zapomnieniu”, gdy Zagłada jest zaledwie nazwą bazy danych w doskonale zakodowanych archiwach, do których nie ma dostępu, ponieważ znajdują się w niej pliki amputowanych fragmentów pamięci ludzi, których życie ze wspomnieniami było nieznośne, tak jak życie starej kobiety z pierwszej części książki, która nasłuchiwała samej siebie w obawie, że opowieść przejmie nad wszystkim kontrolę. Ostatnia, piąta część książki ma formę dziennika. 
Ksiądz Stanisław, który wyrwał dziewczynkę ze szponów Stefana i jego rodziców, prowadzi go od 15 września 1943 do 28 lutego 1945. Opisuje pobyt dziewczynki w jego mieszkaniu na plebanii po tym, jak chłopka pozwoliła jej wyjść na powierzchnię ziemi. Ojciec Stanisław robi, co umie, by ocalić „resztki”, jakie zostały z dziewczynki, modli się do Boga, by ten dał mu jakiś znak i przyszedł z pomocą. Każdego kolejnego dnia ksiądz stara się zrobić mały krok, by oswoić dziecko, by pozwoliło mu się nakarmić, umyć, ubrać, opatrzyć rany, ukoić do snu. Czeka aż mu zaufa. Jest delikatny, uważny i skupiony na niej i modli się, by za nic nie skojarzyć jej się ze Stefanem. Jakby mógł, zabrałby jej ten kawałek pamięci… Z czasem, bardzo powoli i ostrożnie powracają reakcje dziecka, wraca płacz, może będzie kiedyś i śmiech.

Pozostaje mi tylko odesłać Czytelników do samego tekstu, by choć na chwilę pomyśleli o Ofiarach i na moment zapomnieli o politycznych przepychankach odbywających się od 75 lat ich kosztem. Polityczne rozgrywanie pamięci ofiar Holokaustu jest szczególnie bolesne dla ich potomków.

Literatura każe wierzyć, że nie wszystko stracone.

Autor:
prof. Stanisław Obirek
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita.
https://studioopinii.pl/