Na miejsce dyktatury proletariatu w Polsce umacnia się dyktatura normalności, która będzie ewoluować w kierunku tyranii normalności. Oba te systemy władzy są identyczne: wąska grupa ludzi, ten jakiś Komitet Centralny, sprawuje ideologiczną władzę dowartościowując tzw. masy przeciw tzw. elitom, celebrując zwyczajność, swojskość i normalność właśnie, przeciwstawiając je elitarności, zepsuciu, dewiacji, zgorszeniu, korupcji i degeneracji elity.

Kiedyś było KC PZPR dziś jest KC PiS. Jednak system i rozwiązania są te same. Ich porównanie pokazuje, że Komuna w Polsce ma potencjał odradzania się, że jest na nią zapotrzebowanie i "naturalne" dążenie w jej kierunku. Dziś sytuacja jest o tyle trudniejsza, że słowo "normalność" dużo lepiej rezonuje z polską masą, która w "naturalny" sposób tak właśnie o sobie myśli, niż słowo socjalizm, którego trzeba było uczyć i wobec którego zawsze były podejrzenia. Dodatkowo kiedyś mogliśmy wskazać zewnętrzną siłę, owych Sowietów, jako sprężynę władzy... dziś pozostajemy w oszołomieniu, że dzisiejsze KC rozwija się niejako z "naturalnych" potrzeb polskiego społeczeństwa, wynika z nas samych. Dzisiejsza władza może twierdzić - i twierdzi! - że ma społeczną legitymizację do zwalczania demokracji. Bo nie łudźmy się: oba te systemy władzy są na wskroś antydemokratyczne.

Dziś i wczoraj bolszewizm posługuje się tymi samymi narzędziami "wyższej przyczyny moralnej i historycznej sprawiedliwości", które usprawiedliwiają każde okrucieństwo wobec przeciwników politycznych i uzasadniają tyranię jednych nad drugimi. Rzecz jasna tyrania jest "przejściowa", gdyż ma tylko zabezpieczyć "właściwe" rządy na czas koniecznych reform. Teraźniejszość jest odroczona do czasu osiągnięcia celu: dziś to jest prosperita, dogonienie Niemiec, bogactwo wszystkich Polaków, wczoraj była to sprawiedliwość społeczna i zrealizowanie wszystkich potrzeb. W związku z tym najważniejsze dla wszystkich "dzisiaj" się nie odbywa. Jest zawieszone do czasu osiągnięcia stanu szczęścia w przyszłości. Jesteśmy namawiani do tego, by zrezygnować z dzisiaj na rzecz jutra. To nie dzisiaj ma się realizować wolność indywidualna, to nie dzisiaj mają się ziszczać nasze obywatelskie swobody - to za jakiś czas. Bolszewizm zawsze jest stanem przejściowym.

Kiedyś były dożynki, muzyka ludowa i mądrość chłopska, dziś jest Zenek, disco polo i mądrość zwyczajnego człowieka. Andrzej Duda podkreśla to na każdym wiecu, że działa w imieniu "zwyczajnych ludzi", broni "normalnych rodzin" itd. Jako emisariusz nowej elity krzewi dyktaturę normalności - tej niedefiniowalnej i nienamacalnej struktury, w której każdy (a przynajmniej większość) może poczuć się bezpiecznie. I apologetyka normalności trafia w Polsce na niezwykle żyzny grunt. Tę samą ewangelię normalności uprawia polski Kościół, wmawiając ludziom od lat, że to jak jest, jest dobrze, a było tylko lepiej, a może być tylko gorzej. Trzeba bronić tej naszej normalności przed atakiem świata (współczesności), trzeba krzewić tę normalność i zaszczepiać ją dzieciom, bo starsi są dużo bardziej normalni niż młodzi, a nasi dziadkowie byli jeszcze bardziej normalni od nas. Wszystko, co jest odstępstwem od normalności jest złe, jest dewiacją, jest chorobą i nieszczęściem. Każdy, kto decyduje się wyłamać jest w gruncie rzeczy nieszczęśliwy i opętany.

I nad tym wszystkim pojawia się "centralna propozycja kulturalna" polskiego państwa, właściwa ideologiczna oferta dla mas, zdrowa polska kultura, czyli pojawia się ZENEK. Zenek jako król zwyczajności, normalności, ogniskowa mas. Jezus Chrystus jest królem cierpienia i śmierci (także cech normalnego życia), Zenek natomiast jest królem zabawy, Bachusem. Zenek jest apoteozą zwyczajności, tego wszystkiego, co przaśne, swojskie, wesołe, obleśne, rubaszne. Zenek jest jak Licheń: afirmacją polskiej masy. Zenek jak Licheń jest wzdymającym lustrem, pozwalającym małemu człowiekowi ujrzeć swój ogrom.

Cechą polskiej masy w jej chłopsko-prowincjonalnym rodowodzie jest palec wytykający wszystko co inne, odstające i głęboka nieufność do wszystkiego co obce. Granicą pojmowania jest ostatni płot przed polem, krawędzią świata jest las na horyzoncie, dalej nie ma nic, co byłoby nasze. Dalej są już tylko obcy. Wszystkich "naszych" zna się z imienia i nazwiska, a przede wszystkim zna się z ryja - i od razu wiadomo, że nie nasz, bo można go po ryju poznać. I tak też się poznaje w Polsce do dziś: lud wie kto nasz, a kto nie nasz, po ryju. Małysz - wiadomo nasz! Zenek - nasz! Duda, też nasz, ale już Michnik... wiadomo. Egzekwowanie normalności jest niezwykle skrupulatne: dotyczy wyglądu zewnętrznego, sposobu chodzenia, mówienia, obyczajności, obrzędowości, gustu, nie mówiąc już o seksualności. Najskuteczniejszą więc strategią rządzenia będzie osadzenie się w centrum wsi, przybranie najbardziej zwyczajnego ryja i wytykanie innych, wypychanie ich przed tłum, wskazywanie jako dewiantów i zachęcanie do przemocy, by tłum normalnych mógł się z nimi pozabawiać.

I tu dochodzę do sedna: normalność jest zawsze związana z przemocą. A może nawet tak: normalność jest formą przemocy i istnieje ze względu na przemoc, jej paliwem jest przemoc wobec inności.

Normalność jest też najbardziej "naturalnym" odruchem polskiej masy. Jest jej językiem. Żyć normalnie, mieć normalną rodzinę, być normalnym - oto aspiracja większości ludzi. I w te aspiracje wpisuje się dzisiejsza władza podrzucając co chwile węgla do pieca polskiej normalności. Tym węglem są wszyscy "inni".

Trudno uciec przed wrażeniem, że spaleni w piecach Żydzi są najtrafniejszą alegorią polskiej normalności i zawartego w niej okrucieństwa.

Najważniejszą misją ludzi wolnych jest przeciwstawiać się normalności. I to jest los ciężki, by nie powiedzieć straszny. Ale innej drogi nie ma.

Autor:
Rafał Betlejewski
http://mediumpubliczne.pl

#voxpopulipl #MyObywatele #SpołeczeństwoObywatelskie #NGO #WolneMedia #wieszwięcej #wieszwiecej #portalobywatelski #czasnazmiany  #tvpis #duda2020