Gdzie się podziało nasze poczucie humoru? Czy ktoś je ostatnio odczul, usłyszał, widział? Nie chodzi mi li tylko o świat kabaretów i ich profesjonalne wygłupy, czy wybebeszone dewocjonalia standuperow... a może to są wybebeszone genitalia? Nie chodzi mi o żarty wulgarne dla Januszy. Gdzie się podział zdrowy śmiech, gdzież ten dystans do rzeczywistości? Jak długo mamy się śmiać szyderczo z PADa, niejakiego Patryka Jakiego i innych lepszosortowych? Przecież nie powinnyśmy, to jest żenujące. Gdzie zdrowy sarkazm i kpina, gdzie cięta riposta i satyra? Czyżby wszystko wypaliła w nas nienawiść zasiana przez polityków, czyżby nasze poczucie humoru, nasz diament inteligencji pokrył popiół smutku, bylejakości i narodowo wykrzywionych myśli? Czy ta tandeta i prostactwo obecnych rządów, ludzi „nowych”, „neobarbarzyńców” nie rozlała się na wszystkich w sposób pandemiczny, zabijając radość i śmiech, obniżając nasz poziom?

Przecież śmiech jest domena naczelnych, jest umiejętnością opisująca świat, nieznośna rzeczywistość, przemijanie i śmierć, w sposób zaskakująco zdrowy i skuteczny. Daje mam poczucie dystansu do rzeczy i wydarzeń, których zmienić się nie da, w końcu do samych siebie. Śmiech i humor jest obrona przed zakłamywaniem świata, urojeniami, jest grzesznym narzędziem poznania. Jest elementem filozofii życia, zadowolenia i spełnienia, elementem nauki.

Wydaje mi się od pewnego czasu (wszyscy wiemy od kiedy, dla niewtajemniczonych od 25 października 2015 roku), ze tracimy czas na walkę z cieniami, z kompleksami, z niezałatwiona historia, spiskami, krzywdami doznanymi w przeszłości od sąsiadów, z krzywdami wyrządzonymi innym. Zaczynamy być smutni, dostrzegać cień zamiast światła, pogrążać się w poczuci winy, niemożności, uległości i disco polo oraz twórczości smoleńsko-narodowej. Kościół również nie daje radości, nie przynosi pogody, chyba ze bogaczom. Cala doktryna „panująca” w naszym kraju jest ludyczno-odpustowa cepelia i smutkiem, przekaz nie jest radosny, jest wesołkowaty. A i tak wszyscy podświadomie wiemy, ze religia przynosi mnóstwo tematów satyrycznych.

Jak wskrzesić ducha humoru surrealistycznego w Polsce, satyry i farsy, jak to podlać sosem absurdu, jak dotrzeć do ludzkiej tkanki wrażliwej na śmiech? Gdyby tak w Polsce w 2020 nakręcono „Zycie Andrzeja” lub „Święty Napletek”, czy „Owulującą Panienkę”, ile wyroków by zapadło z ust polskich/katolickich „współzależnych” już dzisiaj sędziów z nadania? Jaka burza obrazy majestatu i uczuć religijnych przesunęłaby się nad Polska, ile słów potępienia i nienawiści, „półświęci” skierowaliby pod adresem wesołej twórczości? Czy zrównałoby drwiących, wyśmiewających z Monty Pythonem i jego Latającym Cyrkiem? Czy klauzula sumienia nie zakazałaby sprzedaży tęczowych podpasek i prezerwatyw z inicjałami przyszłych niepoczętych dzieci? A może sprzedawałaby się seria papieru toaletowego z przedstawicielami episkopatu lub wizerunkami członków komisji europejskiej?

Któż by się publicznie sial z: „Ministerstwa głupich zachować rządu” lub „Żywotu według barana – najnowsza historia Prezesa”, a któż by wygwizdał „Sens życia według Frondy”, któż by potępił „Na żywo z Zakopanego – instruktaż bicia zon”, któż by donosił do urzędu skarbowego na bohatera filmu: „Jak wydębić Lambo od bezdomnego”, lub któż by sobie kpił z dokumentu: „Jak przekopać mierzeje za 30 miliardów bez rządnego celu”. Kogo by wsadzono do więzienia za: „Zapinanie w zachristii i na sianie – pedofil twój przyjaciel i przewodnik duchowy, poezja na otarcie łez”. A co zrobiono by z autorem reportażu: „Zrzucamy świnie z Pałacu Kultury”. Jak tam poezja Rymkiewicza miałaby się do wierszy Szymborskiej, jak książki Ziemkiewicza porównać z literatura Tokarczuk, jak film Smoleńsk zastąpić „Klerem” bez jałowego śmiechu, jak Niemena przyrównać do Martyniuka, przecież nawet w półuśmiechu nie wypada?

Jak pożegnać pierwszego śmiertelnika z Ponty Pythona Terry Jones’a, jak się przy tym nie uśmiechnąć, ze może w krematoryjnej czerwieni plonie On w tekturowej, budżetowej trumnie, przy asyście reporterów BBC4 przebranych za królową Elżbietę? Jak będzie wyglądał świat, jak wszyscy z Latającego Cyrku odejdą, jak im dech i śmiech i kpinę zabierze ostatni akt życiowego performensu? Humor Monty Pythona wywrócił obyczajowość do góry nogami, na miarę muzyki Beatlesów, był ożywczym źródłem krytyki od 1969 roku. Wystawiał cenzurę społeczeństwu brytyjskiemu i wszystkim dziecinnym i politycznie poprawnym stereotypom. Czy stać nas w Polsce na taki fenomen? Czy będzie warto żyć bez filozoficznej kpiny i pokojowego „bluźnierstwa”? Czy nastaną czasy Hiszpańskiej Inkwizycji, i przyjdzie kobietom nosić brody, i nie będą się Polakom znowu podobać długie nosy, odstające uszy i pejsy? Ze Ministerstwo Kultury nakaże repertuar kinom i teatrom, a na scenę kabaretowa zawita komputerowo odmłodzony hologram Pietrzaka z humoreskami Wolskiego z lat PRL, i ze nie będzie się można śmiać z papieży? A TVP zostanie taka sama, bo już chyba gorsza być nie może.

Chociaż, najsmutniej jest nie tam, gdzie śmiech zakazany, lecz tam, gdzie obowiązkowy. 



Autor:
Tomasz Zarychta




#voxpopulipl #MyObywatele #SpołeczeństwoObywatelskie #NGO #WolneMedia #wiesz-więcej #wieszwiecej #portalobywatelski #czasnazmiany