Wymyśliłem sobie, że podczas pogrzebu mojej zmarłej babci powiem o niej kilka słów. Ponieważ moja babcia miała zostać pochowana w obrządku katolickim nie miałem innego wyjścia jak powiedzieć tych "kilka słów" z ambony. Żeby to jednak było możliwe uprzednio musiałem w tej sprawie porozmawiać z proboszczem parafii mojej babki. O moim zamiarze proboszcz został uprzedzony przez rodzinę. W dniu pogrzebu, kiedy już wszyscy czekaliśmy w kaplicy ów proboszcz poprosił mnie do zakrystii.


Pierwsze pytanie, które mi zadał dotyczyło tego jak długo zamierzam przemawiać. Odpowiedziałem, że słowo „przemawiać” zostawiłbym Szymonowi Hołowni, ja natomiast chciałbym w kilku słowach wspomnieć moją babcię, ponieważ była zwykłą staruszką mieszkającą w stuletniej kamienicy i o jej śmierci nie powiedzą w regionalnej telewizji, a prezes spółdzielni mieszkaniowej nie przyśle rodzinie kwiatów. Dodałem jeszcze, że będę mówił dokładnie cztery minuty i pięćdziesiąt siedem sekund, tyle wskazał stoper, kiedy na próbę czytałem tekst w domu.

Odrobinę uspokojony proboszcz parafii mojej zmarłej babki przeszedł więc do ofensywy. Zauważył, że moja babcia w trzech ostatnich latach nie przyjęła księdza z kolędą, nie widywał jej również na mszach świętych, że zasadniczo nie kojarzy jej jako parafianki i że dobrze byłoby, żeby ta moja „przemowa” (upierał się przy tym słowie jak dziecko) nie była specjalnym „hołubieniem” zmarłej (tak się wyraził). Zauważyłem w odpowiedzi, że wprawdzie jestem osobą niewierzącą (w tym momencie proboszcz zmienił kolor z lekkiego różu na biel śmietany) ale z tego co wiem człowiek w życiu przechodzi jakąś drogę. Moja zmarła babcia miała 92 lata, a ksiądz w tej parafii jest od lat czterech, w związku z tym nie posiada odpowiedniej ilości danych wyjściowych, żeby mojej babce wystawiać świadectwo jej religijności oraz sądzić ją jako człowieka. Zasugerowałem, że być może po to Bóg księdza proboszcza dał swoim dzieciom wolną wolę, żeby moja babka mogła dokonać wyboru, którego dokonała i że teraz to on (przy założeniu że oczywiście istnieje w co osobiście wątpię) będzie sądził moją zmarłą babcię, a nie proboszcz prowincjonalnej parafii na jakimś zadupiu. Kapłan ponownie zmienił kolor. Tym razem z bieli śmietany wpadł w lekki buraczek rozcieńczony jogurtem naturalnym. Przełknął ślinę i zauważył, że „oczywiście tak”, po chwili jednak skonsternowany zwrócił uwagę, „że chyba jednak nie” i że my tutaj sobie tak dialogujemy, ale on chciałby wiedzieć, co ja w zasadzie mam zamiar powiedzieć, bo jak dotąd taka sytuacja w parafii nie miała miejsca.

Odpowiedziałem, że skoro zgodził się żebym powiedział kilka słów o mojej babci to za chwilę się o tym przekona, a przecież jak powiada ludowe porzekadło „jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy”, więc ów pośpiech w zdobyciu tej wiedzy sprawia radość diabłu, w którego z całą pewnością ksiądz proboszcz musi wierzyć, ponieważ każdy Bóg potrzebuje jakiejś opozycji, potrzebuje wroga (coś jak Jarosław Kaczyński tylko w odpowiednio zredukowanej skali).

Ostatecznie stanęło na tym, że nie przemówię (wciąż to słowo) podczas liturgii tylko po niej, na samym końcu, jak mniemam, na wszelki wypadek, gdyby mi strzeliło do głowy nad babciną trumną uprawiać moją bezbożność i czynić wymówki papieżowi. Zgodziłem się, ponieważ w końcu chodziło o wspomnienie o mojej babce.

Powyższa sytuacja w smutny sposób przypomniała mi o tym o czym już zdążyłem zapomnieć, ponieważ od lat nie spotykam się z katolickimi księżmi.

Po pierwsze: kontakt z funkcjonariuszami Kościoła to doświadczenie przykre i w większości przypadków rozczarowujące.

Po drugie: jeżeli rzeczywiście o ich wyborze kapłaństwa przesądza powołanie to Bóg (jeśli istnieje) nieustanie myli się na potęgę i wybiera na swoich kapłanów ludzi, którzy go kompromitują.

Po trzecie: zakładam, że nie wszyscy rodzą się zjebami, więc coś dziwnego robią z tymi chłopakami w seminarium, skoro po wyjściu z tego przybytku ci faceci przypominają pozbawione uczuć i empatii bioroboty wygłaszające puste formuły głosem pozbawionym cech jakiejkolwiek płci.

Po czwarte i ostatnie: jak bardzo pozbawionym taktu dupkiem trzeba być, jak bardzo źle wychowanym bucem być trzeba, żeby przed pogrzebem członka czyjejś najbliższej rodziny pierdolić temu komuś za uszami, że jego zmarła krewna to była zła chrześcijanka, żadna katoliczka, bo jej ksiądz proboszcz nie widywał w kościele, jakby parafia tego typa to było religijne centrum chrześcijańskiego świata.

Powiadam wam, możecie spotkać ich na swej drodze, a poznacie ich bowiem dźwięczeć będą jak cymbał brzmiący, telepać się w nich będzie pycha i pospolite chamstwo, brak taktu i kultury. Pilnujcie się zatem bo nie znacie dnia ani godziny. Albo po prostu dajcie sobie z nimi spokój. Co w zasadzie, po raz kolejny, zalecam..



Autor:
Marcin Zegadło
poeta, publicysta


#voxpopulipl #MyObywatele #SpołeczeństwoObywatelskie #NGO #WolneMedia #wieszwięcej #wieszwiecej #portalobywatelski #czasnazmiany #czarnamafia #katotaliban